poniedziałek, 30 listopada 2015

Kuchnia w bieli i czerni oraz nowe-stare zdobycze, cz.1.


Witam serdecznie

Chociaż z podziwem patrzyłam na kuchnie w bieli i czerni, które prezentowały moje koleżanki blogerki, to jednak daleka byłam od takiej konsekwencji kolorystycznej. Myślałam, że to zdecydowanie nie dla mnie. Za bardzo lubię kolory i częste zmiany. Ostatnio jednak zapragnęłam wyciszenia przestrzeni wokół siebie i niepostrzeżenie zaczęły nas w kuchni otaczań przedmioty w spokojnych barwach.
Mocne połączenie bieli z czernią tonują dodatki z naturalnego drewna, szkło i ceramika.
Jak zwykle zmiana dotyczy tylko dodatków, które łatwo schować i zamienić na inne.



Pojawiło się tu także kilka nowych - starych drobiazgów wyszperanych na targu staroci.
Udało mi się znaleźć taką oto uroczą wazę w trochę mniejszym niż klasyczna rozmiarze.
Idealna, żeby podać w niej, na przykład śledzie lub sos na wigilijny stół.

Na ścianie łapki do chwytania pokrywek przytrzymuje krowa ;)


Przez całą jesień w kuchni wisiały zasłonki uszyte z ikeowskiego materiału.
Do wczoraj, bo ich miejsce zajęła już gwiazda :)


Z Ikei pochodzą również czarno - białe grafiki  motywem roślinnym.


Różową puszkę pokazywałam juz dwa posty temu :)
Do kompletu kupiłam w innym kolorze, ale również ze wzorem. 
Domek na tilajty to również znalezisko targowe sprzed roku.


No i wałbrzyska perełka.
Sosjerka z dawno poszukiwanym przeze mnie, czarnym motywem roślinnym.
Takie wyszukane rzeczy cieszą mnie często bardziej niż kupione w sklepie.




W domu stoi jeszcze kilka wrzosów. Zdecydowanie nie poddają się presji świątecznej i nie ustępują miejsca innym roślinom.
Nawet ususzone dobrze wyglądają.


I ostatni gadżet, z przymróżeniem oka. Foczkę - solniczkę kupiłam za 2 złote :)


Za mało bieli? Za mało czerni?
Zapraszam na drugą odsłonę kuchni.
Będzie  mniej romantycznie, a bardziej graficznie.

Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na 

oraz











sobota, 28 listopada 2015

Szybko, smacznie i zdrowo.


Witam w sobotni wieczór.
To taki midweekend ;)

Proponuję Wam szybką tartę z dynią i serem feta, którą możecie upiec na niedzielną kolację, 
a może jeszcze dzisiejszą?
Możecie ją przygotować razem z rodziną, przyjaciółmi. 
Wspólnie zajmie Wam to nie więcej niż 10 minut. Nie licząc pieczenia, oczywiście :)



Chociaż nigdy nie byłam fanką dyni, 
a w mojej kuchni żadne warzywo, jak dotąd nie zdetronizowało pomidora,
to powoli oswajam się z tym jesiennym olbrzymem.


Na tartę wystarczy niewielka dynia piżmowa.


Obieramy, wyjmujemy miąższ.
Kroimy w kostkę ok. 2x2 centymetry.
 Solimy, pieprzymy i polewamy oliwą.


Układamy na blaszce i zapiekamy w piekarniku w 180 stopniach, do miękkości, około 15 minut.
Dynię studzimy i wykorzystujemy od razu lub wkładamy do lodówki, 
żeby zużyć następnego dnia.
Jeśli mamy gości dobrze ją upiec wcześniej.




 A potem to już z górki...
Formę na tartę wykładamy ciastem francuskim (rozwałkowane, kupione w sklepie*).
3 jajka roztrzepujemy i dodajemy 240 ml jogurtu naturalnego.
Przyprawiamy obficie gałką muszkatołową, solą i pieprzem.
Do masy dodajemy pokruszoną fetę (około 100 g) oraz 2-3 garście rukoli.
Mieszamy ją delikatnie z upieczoną dynią.
Całość wykładamy na surowe ciasto i zapiekamy około 25 minut w 180 stopniach.
Sprawdzamy czy masa zastygła.

Smacznego!

*spód do tarty można też zrobić samemu



Lekka przekąska - polecam!



Jutro pierwszy dzień Adwentu, podkreślacie to w swoich wnętrzach?
Ja zawieszę świecącą gwiazdę w oknie.
Tymczasem grzeję się lampionami ;)


W dyniowy klimat wpasował się nawet kolor wosku. Eh, ta moja mania kolorystyczna :)



Dziś w poście udział wzięli: ślimak, sowy i krowa ;)

Dziękuję za uwagę, pozdrawiam i do zobaczenia

marta

piątek, 27 listopada 2015

Mała czarna?


... A może z mlekiem?
Kto wypije ze mną kawę z rana?
Dzisiaj się nie spieszę. Stawiam kawiarkę na ogniu i słucham bulgotania.
Po domu rozchodzi się zapach latte machiato...


Jeden z ostatnich w tym roku obrazków w jesiennym klimacie.
I małe przypomnienie. Pamiętajmy o ptakach!
Uruchamiamy karmnik w pierwsze, mroźne dni.
O jego uzupełnianiu będzie mi przypominał kubek z uroczym szczygłem.
Mam już dwa z ptakami i zawsze był to przypadkowy zakup w tkmaxx.



Puszkę też kupiłam. Po co? Dla wzoru, bo przecież nie z ich braku.
Zresztą będzie pasować do tej niebieskiej :)
Tu mały rumieniec ....
Na swoje usprawiedliwienie dodam, 
że ostatnio robiąc porządki w spiżarni "wydałam" kilka puszek.



Mam zasadę. Wyrzucam naprawdę bardzo zniszczone rzeczy. 
Resztę oddaję w dobre ręce i cieszę się, że jeszcze komuś posłużą.
Dotyczy to zarówno garderoby, jak i wazonów, pojemników, ozdób wszelakich.
Ja przecież także nabywam rzeczy na targach staroci itd.


Piję kawę i myślę, że warto zabrać się powoli za świąteczne porządki...
Co Wy na to?



Z uśmiechem, znad gorącej kawy pozdrawiam serdecznie :)

marta

p.s. Niezmiennie zapraszam na Instagram


środa, 25 listopada 2015

Delikatnie


Witam serdecznie!

Jeśli ktoś chce się wyciszyć i rozmarzyć,
to poniższe zdjęcia mają właśnie taki uspokajający charakter.
Zapraszam do obejrzenia!


Przedpokój to najbardziej dekoratorsko wyciszona strefa naszego domu.
Prawie niczego tu nie ma, oprócz białej szafki, kinkietu i lustra. 
No, są jeszcze fotografie po drugiej stronie.
Wszystko ma jednak delikatny charakter.
Czasem sobie poszaleję w dodatkach na komódce.
Tym razem ostatnich dni dożywa tu różowa chryzantema.


Po domu rozchodzi się śliwkowy zapach wosku z kominka,
drażniąc nosy słodkim aromatem.
Szklany lampion skromnie migocze, już niedługo zastąpią go tu bogatsze dekoracje świąteczne.



W kuchni pozornie błogo, ale ostatnio dominuje tu biel i czerń.
Niebawem pokażę resztę.


Dziękuję Wam za odwiedziny i komentarze. To zawsze cieszy.
Na koniec zadanie: kto na powyższych zdjęciach znajdzie koty?

Pozdrawiam!

marta


poniedziałek, 23 listopada 2015

Już czas?


Witam!

Chociaż świąteczne klimaty atakują już ze wszystkich stron, jakoś się trzymam ;)
Witryny sklepów, blogi, instagram, to wszystko źródła pięknych inspiracji.
Powoli obmyślam dekoracje, ale tymczasem, wbrew wszystkiemu, 
nawet pogodzie, zatrzymuję w domu jesień.



Ostatnio pokazywałam już "odważne", żółte rolety w pokoju dziennym.
Spotkały się z Waszą aprobatą, co oczywiście cieszy próżną blogerkę,
czyli mnie ;)
Moim celem jest jednak pokazanie Wam, jak przy pomocy kilku dodatków, często niedrogich i przypadkowych można odmienić wnętrze.
Choćby na chwilę, bo tak lubię :)


Dziś kolejne kadry z żółtymi elementami. Zapraszam do obejrzenia.
Kryształy - moja ostatnia słabość, o której już kiedyś wspominałam.
Chociaż dla wielu osób to relikt PRL-u, ja nie mam wielu skojarzeń, ponieważ w domu rodzinnym była ich naprawdę znikoma ilość.
Teraz głównie je dostaję. Przyznam, że marzą mi się kieliszki z Huty Szkła Julia, a może też jakaś karafka, której ostatnio intensywnie szukam, a jak szukam...to nie znajduję ;)
I na odwrót.


Pozostałości po wczorajszej imprezce :)



Od Rodziców pasująca do klimatu chryzantema.
To chyba już jej ostatnie chwile. W nocy chwycił mróz.



Od Rodziców również dostaliśmy oryginalny świecznik
Drewno, metal i szkło.
Proste przesłanie. Nie tylko na Boże Narodzenie


To jest ten czas, w którym zapełniam wnętrza tilajtami, świecznikami i świecami.
Światło migocze dosłownie w każdym kącie.




Kilka wrzosów jeszcze się jakoś trzyma.
Zaczyna je już jednak wypierać konkurencja :)
Obrus kupiłam na wyprzedaży w Zara Home. 
Ma grafitowo - szafirowy odcień i myślę, że w połączeniu z żółcią tworzą niezły duet.


W przyszłym tygodniu zaczyna się Adwent. Wówczas pojawią się u nas w domu pierwsze ozdoby świąteczne. Ale bez szaleństw. Większość wyjmę dopiero przed Bożym Narodzeniem, żeby ten czas był naprawdę wyjątkowy.
A Wy czekacie z dekoracjami do grudnia czy już poddajecie się tej gorączce świątecznej?
Kiedy pojawią się u Was w domach pierwsze ozdoby?



Cieszę się, że jesień jest w tym roku tak piękna i długo dała nam się cieszyć ciepłymi dniami.
Niebawem pokażę Wam kuchnię i biało-czarny wystrój, którego sama po sobie bym się nie spodziewała.
Pozdrawiam i do zobaczenia! 






poniedziałek, 16 listopada 2015

Miła chwila


Witam!

Nadeszła miła chwila! Zawsze sprawia radość, bo miło jest coś komuś dać. 
Finał zabawy, którą przygotowaliśmy dla czytelników
 ohmyhome wraz ze sklepem rossi.pl
Ostatni raz przed obiektywem mojego aparatu kubki Villeroy & Boch z serii New Wave.
Fotografować je to sama przyjemność. 


Szanse były baaaardzo duże!
Cieszę się, że przy tej okazji ujawnili się też anonimowi czytelnicy bloga.
Klocki z cyframi z kalendarza poszły w ruch. 
Tadam, tadam....

Kubki jadą do p. Iwony.
Gratuluję.
Mam nadzieję, że przed zbliżającymi się Świętami będą miłym upominkiem :)



Do pożegnalnej mini sesji posłużyło też śniadanie.
Przy okazji pokażę odziedziczony po Babci kryształowy pojemnik, jeden z dwóch,
które służą jako świeczniki, a tutaj jako pojemnik do pysznego dżemu
 z czarnej porzeczki zrobionego przez moją Mamę :)
Wspominałam już, że na nowo odkrywam to niedoceniane u nas szkło.




Żegnam się z Wami kwiatami.
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia!




poniedziałek, 9 listopada 2015

Zadziwiające!


Witam!

Sama siebie nie poznaję. Żółte zasłonki?!
Stali bywalcy mojego bloga i domu wiedzą, że często się tutaj coś zmienia,
a pani domu lekko wariuje na punkcie kolorystycznych zmian. 
Podobnie jak poprzednio, tym razem o wystroju pokoju dziennego zadecydował przypadek.
Zaczęło się od jednej rzeczy i ... poszło dalej.



Wyszukany przez Mamę materiał w odcieniu mlecznej żółci był za cienki na obrus.
Powstały zatem odważne, nieprawdaż? roletki.
Muszę przyznać, iż nie spodziewałam się, że tak dobrze będziemy się czuć otoczeni takimi barwami.
Zrobiło się ciepło, przytulnie, a wnętrze komponuje się z kolorami wyschniętych liści za oknem.


Kupowanie od razu wszystkiego w żółci jest bez sensu, ale tak się złożyło (jak zawsze!),
że przypadkowo wpadły mi w ręce drobiazgi, które komponują się z roletami.
Z jednej z wypraw na pchli targ przywiozłam włoską akwarelę, oprawioną i podpisaną przez autora.


Na wyprzedaży w Zara Home kupiłam poduszkę w podobnym odcieniu i choć nigdy nie przepadałam  za ciepłymi kolorami, teraz się zachwycam.


Z targu staroci przywiozłam także drewnianego liścia na tilajty, którego nabyłam za 2 złote :)
Od pewnej miłej Pani z NY dostałam słynną, ręcznie malowaną, holenderską kamieniczkę Royal Goedewaagen "Poly Delft" i powstała mała kompozycja.



   Rajskie jabłuszka z miniaturowej jabłoni w ogródku.








Powoli już tu i ówdzie pojawiają się też gwiazdy. 
Prawdziwy połów gwiazd zacznie się już niebawem ;)
A tymczasem poczytuję Kornela Makuszyńskiego :)
Lubicie stare książki? Ja raczę się wydaniem z 1912 roku.



Zadziwia mnie też fakt, że tak mało Was pod ostatnim postem.
Nie wierzę, że nie macie ochoty na te dwa, piękne kubki.
Dla siebie, dla bliskich na Święta.
Zabawa trwa, zatem zapraszam!

W następnym poście dalsza odsłona salonu w jesiennej szacie. Do zobaczenia!



Z nowym rokiem

                                                              Dzień dobry!     Stęskniłam się... za dłuższą myślą wyrażaną w tekstach ... do...